Przejdź do głównej zawartości

Pierwszy podejrzany


W budynku Komendy Głównej trwało właśnie przesłuchanie podejrzanego. Policyjni informatycy dość szybko namierzyli właściciela komputera, z którego kubuś123 wysyłał wiadomości do zamordowanej licealistki. Okazał się nim Jakub Kosicki- trzydziestodwulatek, z zawodu inżynier mechanik, zamieszkały z rodzicami w domu w Sopocie przy Alei Niepodległości numer 188. Co ciekawe, również na komputerze zamordowanej Katarzyny Witkowskiej znaleziono zapis rozmowy z użytkownikiem o nicku kubuś123. 


W przesłuchaniu uczestniczyli komisarz Przybylski i prokurator Kozłowska. Jakub Kosicki był średniej postury mężczyzną. Miał jasne, przetłuszczone włosy z zaczątkami łysiny. Uroku osobistego z pewnością nie dodawał mu mały i lekko garbaty nos. Jednym słowem, przeciętny aż do bólu.

“Bóg jeden wie, co mogła w nim dostrzec 16-latka”- pomyślał Przybylski. 

Koleżanki Malwiny zgodnie zeznały, że przez krótki czas spotykała się z Jakubem Kosickim. Kiedy chciała zerwać znajomość, zaczął jej grozić, stał się natarczywy. Ponadto kilku niezależnych świadków widziało Kosickiego w klubie Paradise w noc zaginięcia nastolatki. Zatrzymany mężczyzna konsekwentnie odmawiał składania jakichkolwiek wyjaśnień. Dwa dni spędzone w areszcie spowodowały, że zmienił zdanie. Okazało się, że Kosicki jest nałogowym graczem. Do czasu aresztowania praktycznie nie rozstawał się ze swoim tabletem. Przybylski dla dobra sprawy zaproponował podejrzanemu układ - dostanie z powrotem swój tablet, jeśli zacznie współpracować. Zgodził się od razu. Rozmowa z Kosickim nie należała do najłatwiejszych. Mało powiedziane, była istną drogą przez mękę. Mężczyzna na zadawane pytania odpowiadał zdawkowo, półsłówkami a niekiedy wcale. Przybylski gotował się w środku, z całych sił walczył ze sobą, żeby nie grzmotnąć pięścią podejrzanego prosto w krzywy nos. Z kolei prokurator Kozłowska, jak zawsze chłodna i profesjonalna, wykazywała w tej sytuacji anielską cierpliwość. Była to jej sprawdzona metoda, którą stosowała podczas przesłuchań. Często odnosiła pozytywny skutek. Podejrzani chętniej się przed nią otwierali i odkrywali swe mroczne tajemnice. Wszyscy pamiętali sprawę mafii z Pomorza, którą udało się rozbić dzięki kluczowym zeznaniom jednego z jej członków. Zatrzymany przez policję mężczyzna przez długi czas milczał niczym zaklęty. Za nic w świecie nie chciał wydać swoich mocodawców. Dopiero po ponad dwugodzinnej rozmowie z Kozłowską, zgodził się zeznawać w zamian za status świadka koronnego. W przypadku Jakuba Kosickiego nawet urok osobisty pani prokurator nie za wiele się zdały. Komisarz Przybylski po godzinie bezowocnej zabawy w ciuciubabkę miał wszystkiego powyżej uszu. Postanowił przejść do ofensywy.

“Dosyć cackania się z maminsynkiem” - pomyślał znużony. 

-Zacznijmy od początku. Co robiłeś 4.czerwca w klubie Paradise? - zapytał ostro.

-To co zwykle - wzruszył ramionami Kosicki - wypiłem parę drinków, potańczyłem. To zabronione?

- Czy tego dnia widziałeś się z Malwiną Czereśniak? - wtrąciła pani prokurator.

- Nie wiem, nie pamiętam - odparł szybko. Zbyt szybko.

- To w końcu nie wiesz, czy nie pamiętasz? -niecierpliwił się Przybylski.

Znów wzruszył ramionami.

-I tak nic na mnie nie macie.

W tym samym czasie Magdalena Misiak i Wacław Prałat, którzy od początku obserwowali przesłuchanie przez szybę wenecką, mieli okazję zobaczyć na powiększonym obrazie z kamery mikroskopijne kropelki potu spływające powoli z wysokiego czoła Kosickiego. W trakcie siódmej godziny przesłuchania mężczyzna zaczynał plątać się w zeznaniach.

-Mamy go - rzekła z niekłamaną satysfakcją podkomisarz Misiak.

Wacław Prałat był zgoła innego zdania. Rozmyślał właśnie nad czymś intensywnie.

-On nie mógł zabić - stwierdził z przekonaniem.

-Dlaczego tak myślisz? - zapytała zdziwiona koleżanka.

Mężczyzna przygryzł usta.

-Nie wiem - odparł krótko- Ale takie mam przeczucie. 

Magdalena Misiak prychnęła.

-Przeczucie, też mi coś. To nie powieść, Wacławie, tu liczą się twarde dowody. A te jak na razie świadczą przeciwko Kosickiemu.

Wacław Prałat założył ręce na głowę. Jako że pomieszczenie, w którym się akurat znajdowali było stosunkowo niskie, sierżant mierzący prawie dwa metry dotykał teraz łokciami sufitu.

- Dowody mogą mylić. Zwłaszcza te o charakterze poszlakowym.

- Dla mnie sprawa jest jasna. Spójrz tylko miota się w zeznaniach. Z pewnością ma coś na sumieniu.

Rzeczywiście zatrzymany sprawiał wrażenie zdenerwowanego.

- Być może nie jesteś tego świadomy, ale bardzo źle to dla ciebie wygląda - powiedział Przybylski - grozi ci dożywocie, a w najlepszym wypadku 25 lat . Oczywiście zawsze może okazać się, że nie jesteś winny morderstw, cóż wtedy dostaniesz zaledwie kilka lat pozbawienia wolności za stalking. Warunek jest jeden, musisz z nami współpracować i powiedzieć jak było naprawdę. Wybór należy wyłącznie do ciebie.

Jakub Kosicki długo milczał. Był autentycznie przerażony.

-Ja nikogo nie zabiłem - powiedział niemal histerycznym głosem- Schował twarz w dłoniach i rozpłakał się jak dziecko. Jego ciałem raz po raz wstrząsał spazmatyczny szloch.

- Nie zabiłem Malwiny ani tej drugiej... Patrycji.

- Patrycji? - zdziwiła się pani prokurator.

- No tej drugiej ,którą też podobno zamordowano - odparł niepewnie.

- Chodzi ci zapewne o Katarzynę Witkowską. Zakładając oczywiście, że myślimy o tej samej osobie - powiedział Przybylski.

Kosicki wydawał się zaskoczony.

-Mi powiedziała, że ma na imię Patrycja

-Najwidoczniej cię okłamała - stwierdził sucho Przybylski - spotkaliście się?

-Tylko raz, poznaliśmy się w klubie Paradise. Gdzieś pod koniec marca.

-Którego dokładnie? - dopytywała Kozłowska. 

-Nie pamiętam... chyba w sobotę 27 czy 28, coś koło tego.

Komisarz i prokurator wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

27. marca 2010 roku był dniem zaginięcia drugiej ofiary Wampira.

Oficjalny protokół z zeznań Jakuba Kosickiego brzmiał następująco:

Patrycję (Katarzynę Witkowską) poznałem 27. marca w gdańskim klubie Paradise. Podszedłem do niej i zaproponowałem jej drinka, zgodziła się. Tej nocy uprawialiśmy seks w moim samochodzie. Do niczego jej nie zmuszałem. Potem wróciła do klubu, jeszcze chwilę pokręciłem się koło klubu. Wstąpiłem na stację benzynową po papierosy i pojechałem do lokalu przy molo w Sopocie. Malwinę Czereśniak poznałem miesiąc później na czacie. Po tygodniu spotkaliśmy się w realu. Chodziliśmy ze sobą jakiś czas.. Pewnego dnia napisała mi, że to koniec. Przestała odbierać telefony, nie odpisywała na wiadomości. Pojechałem pod szkołę, chciałem tylko z nią porozmawiać na osobności. Wyszła z koleżankami. Stwierdziła, że nie mamy o czym rozmawiać i żebym spadał. Wyśmiała mnie w obecności koleżanek. Wtedy się zdenerwowałem. Wyzwałem ją od dziwek i suk, powiedziałem, że gorzko pożałuje tego, jak mnie potraktowała. Poniosło mnie, przyznaję. Długo nie mogłem pogodzić się z naszym rozstaniem. Pisałem do niej po kilkanaście SMSów dziennie, wysyłałem maile. Zagroziła, że pójdzie na policję i oskarży mnie o nękanie, co mnie jeszcze bardziej wkurzyło. Zmieniła numer telefonu, nie odpowiadała na wiadomości. 4 czerwca poszedłem do klubu Paradise, wiedziałem, że Malwina też tam będzie. Obserwowałem z daleka, jak tańczy. Kleiła się do jakiegoś kolesia. Nie pamiętam jak wyglądał, było dużo ludzi, nie miałem więc okazji, by dokładnie mu się przyjrzeć. Poza tym byłem już mocno wstawiony. Kiedy wyszedłem z klubu, było koło 22. Nigdy więcej jej nie spotkałem. To wszystko co mam do zeznania w tej sprawie. 

Ostatecznie pani prokurator zdecydowała o przedłużeniu aresztu dla Jakuba Kosickiego, który na ten moment pozostawał głównym (i zarazem jedynym) podejrzanym.

W poniedziałek koło południa prokurator Kozlowska wezwała do siebie komisarza Przybylskiego. Policjant słusznie podejrzewał, że chciała omówić z nim szczegóły dotyczące postępowania przeciwko Jakubowi Kosickiemu. Na spotkanie szedł jak na ścięcie. Szczerze nie znosił tej wyniosłej laluni, jak ją w myślach często nazywał, która notorycznie podlizywała się przełożonym i dziennikarzom. W dodatku wiecznie zadzierała nosa, zupełnie jakby postradała wszystkie rozumy. Miał wrażenie graniczące z przeczuciem, że zamierzała go zrugać za brak postępów śledztwie. W pewnym sensie ją rozumiał. Odkąd sprawa seryjnego mordercy została nagłośniona przez media, gdańska prokuratura była pod pręgieżem. Z drugiej jednak strony miał poczucie, że on i jego zespół wykonują najczarniejszą robotę i dostają opieprz całkowicie niezasłużenie. Przybylski wszedł do gabinetu pani prokurator, niewielkiego za to przytulnego pomieszczenia. Od razu widać było kobiecą rękę. Z prawej strony przy ścianie stała jasna skórzana kanapa i fotel, obok stolik do kawy. Staromodne lecz zadbane meble- wysokie szafki na dokumenty i biurko- nadawały pomieszczeniu chłodnej elegancji. Przybylski czujnym okiem doświadczonego śledczego dostrzegł na biurku Kozłowskiej zdjęcia mężczyzny i dwójki roześmianych dzieci.

“A więc mężatka” - pomyślał.

-Witam, panie komisarzu - powiedziała z uśmiechem Kozłowska- Proszę, niech pan usiądzie. Jak zwykle była elegancko ubrana. Tym razem w miała na sobie białą bluzkę i granatowa spódniczkę, a do tego idealnie dopasowana marynarkę w tym samym odcieniu. 

Mężczyzna zajął miejsce na skórzanym krześle.

-Może kawy, herbaty? - zaproponowała Kozłowska.

-Dziękuję - bez przekonania odwzajemnił uśmiech.

-Dobrze, w takim razie nie pogniewa się pan, jeśli wypiję?- prokurator wzięła do ręki kubek po czym od razu przechodząc do sedna sprawy, zadała sakramentalne pytanie- Macie już coś na tego Kosickiego?

-No cóż, na razie czekamy na wyniki rewizji jego domu. Ze względów formalnych nie mogliśmy zająć się tym wcześniej.

Prokurator westchnęła.

-Kosicki idzie w zaparte, przyznaje się tylko do nękania Malwiny Czereśniak. Dzisiaj przesłuchamy jego najbliższą rodzinę oraz znajomych, jutro barman z klubu Paradise ma złożyć obszerniejsze wyjaśnienia.

-Czyli, jak na razie żadnych konkretów- stwierdziła sucho prokurator- to co mamy na Kosickiego to stanowczo za mało, żeby postawić akt oskarżenia. Nerwowo bębniła palcami o biurko.

-Póki co, ale wkrótce to się zmieni. - moi ludzie to fachowcy. Pracujemy po kilkanaście godzin, również w nocy, jeśli zajdzie taka potrzeba. 

-Wszystko trwa zdecydowanie zbyt długo, komisarzu - Przez moment sprawdzała coś w swoich papierach.

Przybylski poczuł, że cały gotuje się w środku, z trudem opanowując gniew.

-Robimy co w naszej mocy, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Pani powinna to wiedzieć najlepiej.

-Doskonale to rozumiem - przyznała - i mam nadzieję, że jest pan świadomy komisarzu, że ta sprawa ma obecnie charakter priorytetowy. Dlatego pozostałe dochodzenia przekazuję komu innemu, a pański zespół niech wszystkie swoje siły skoncentruje na sprawie Wampira z Gdańska. Nadkomisarz Dostojnicki będzie pewnie chciał również osobiście przesłuchać Kosickiego. 

Przybylski tylko kiwnął głową na znak, że rozumie. Nie chciał ujawniać wprost swoich poglądów na temat metody profilowania psychologicznego, osobiście miał do niej sceptyczny stosunek i szczerze wątpił w jej przydatność.

Komisarz już miał powoli szykować się do wyjścia, gdy na biurku pani prokurator zadzwonił telefon. Odebrała. 

-Kozłowska - przedstawiła się. Przez dłuższy czas w skupieniu słuchała czyjejś relacji.

- Dobrze rozumiem, dziękuję za informację- odłożyła słuchawkę.

Przybylski wyczytał napięcie z jej twarzy, ale też pewną ulgę.

-Właśnie zakończono przeszukanie domu Kosickiego - powiedziała z zadowoleniem- teraz już nam się nie wywinie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poszukiwania i nocne mary

Artur  Lachman nie należał do osób, które mają zwyczaj  siedzieć z założonymi rękami. Potrzebował adrenaliny, lubił kiedy wokół niego dużo się działo. W końcu nie bez powodu wybrał zawód dziennikarza. Ponadto pragnął robić coś dla innych. Może właśnie dlatego od samego początku pasjonował się dziennikarstwem śledczym? Temat seryjnego mordercy był dla niego wielka szansą, której nie mógł tak po prostu zaprzepaścić. Postanowił więc nie tracić zbędnego czasu i od razu po zakończeniu spotkania zabrał do roboty. Zaczął od przejrzenia w Internecie wszystkich informacji, które dotyczyły seryjnych morderstw kobiet na terenie Trójmiasta z ostatnich kilku miesięcy. Sięgnął również po gazety w formie papierowej. Postanowił, że jego artykuły będą się wyróżniać. Przede wszystkim powinny przyciągać uwagę czytelnika, jednocześnie muszą zawierać istotne informacje na temat śledztwa. Po ostatnich wydarzeniach ludzie byli przerażeni, bali się. Dostęp do informacji pozwala choć trochę oswoić się z

Kot Melkor

Pomimo natłoku pacjentów Adam Wierzbicki nie potrafił przestać myśleć o swoim nowym podopiecznym. Melkor przy nieco bliższym poznaniu okazał się całkiem sympatycznym, dostojnym kotem o ujmującym usposobieniu. Lśniące, zadbane futerko w kolorze czarno-białym nadawało mu szyku i elegancji. Czarna  “chusteczka” na łebku ala Zorro oraz czarna plamka na nosie sprawiały, że na pierwszy rzut oka wyglądem przypominał kociego bandytę, jednego z tych, którzy zawsze prowokują najwięcej bójek na osiedlu. Pozory jednak często mylą... Nie inaczej było przypadku Melkora, który odznaczał się wyjątkowo łagodnym usposobieniem, zarówno w stosunku do ludzi, jak i zwierząt.  Największe wrażenie robiły jego oczy - duże, bursztynowe, zwykle lekko zmrużone. Melkor swoim hipnotyzującym spojrzeniem potrafił  przeszyć człowieka na wskroś. Adam, który do tej pory nie miał za wiele do czynienia z kotami, poza życiem zawodowym rzecz jasna, żywił w stosunku do tych zwierząt uczucia mocno ambiwalentne. Z je

Morderstwo Malwiny Czereśniak

O 5. rano na obrzeżach Parku Oliwskiego znaleziono zwłoki młodej kobiety. Przypadkowy przechodzień, który wybrał się na spacer z psem, dokonał makabrycznego odkrycia. Kiedy spuszczony ze smyczy zniknął w krzakach i nie reagował na wołania, mężczyzna poszedł za nim. Przedzierając się przez ciemną gęstwinę, omal nie potknął się o ciało, które było częściowo przykryte liśćmi i kupką ziemi. Makabryczne znalezisko w Parku Oliwskim Kilkanaście minut później do Parku Oliwskiego zawitał cały zastęp funkcjonariuszy z oddziału kryminalnego. Teren ogrodzono taśmą policyjną. Technicy zabezpieczali ślady, podczas gdy młodszy aspirant Wejcherowicz przesłuchiwał przerażonego spacerowicza. Chwilę później na miejsce zdarzenia dotarł już komisarz Przybylski. Ogólny wygląd funkcjonariusza - niechlujny ubiór, zarost, podkrążone oczy, jak również bardzo wczesna pora- świadczyły niezbicie, że został wyrwany z głębokiego snu i w wielkim pośpiechu wychodził z domu. Przybylski postanowił nie tracić czas