Przejdź do głównej zawartości

Spotkanie

Późnym wieczorem Adam zmierzał w kierunku domu. Po pracy musiał jeszcze odebrać samochód z warsztatu. Marzył tylko o jednym -  rozsiąść się wygodnie na kanapie, obejrzeć ulubiony program telewizji, dokończyć lekturę najnowszego numeru “Medycyny Weterynaryjnej”, a w następnej kolejności iść spać. Nazajutrz umówił się z kumplem na squasha.  Długo nie grał, w związku z czym jego forma pozostawiała wiele do życzenia. Nareszcie miał wolny weekend, nadarzyła się więc stosowna okazja, by nadrobić wszelkie zaległości.

Adam odebrał wyniki badań - EEG oraz badanie krwi. Lekarz prowadzący orzekł, że nie widzi większych nieprawidłowości. Przepisał jednak leki przeciwpadaczkowe i kazał obserwować.

-Czy te leki będą miały wpływ na moje codzienne funkcjonowanie? Czy nie przeszkodzi mi to w pracy? - chciał wiedzieć Adam.
-Nie powinny- stwierdził doktor. Neurolog był lekarzem starej daty i zbliżał się powoli do wieku emerytalnego. Nosił okulary połówki, spod których spoglądał badawczym wzrokiem na pacjenta. Miał w zwyczaju przemawiać spokojnym głosem, który działał na swój sposób kojąco. Posiadał spore kwalifikacje i doświadczenie, a ponadto od wielu już lat kierował kliniką neurologii, a ponadto wykładał na uniwersytecie medycznym. Był optymistycznie nastawiony, stwierdził, że ataki mogą mieć charakter incydentalny i więcej się nie powtórzą. Mimo to Adam był bardzo zmartwiony swoim stanem zdrowia.  Wysiadł z samochodu. Z racji braku lepszego miejsca do parkowania zmuszony był przejść przez całkiem spory kawałek ubłoconego trawnika. Wkurzony i mokry po kostki z trudem doczłapał do klatki schodowej. Gdy dotarł na drugie piętro, okazało się, że pod drzwiami mieszkania ktoś stoi. Był to Artur we własnej osobie.

- O, nareszcie jesteś!  Od ponad pół godziny czekam na ciebie, już zamierzałem wracać - powiedział ucieszony.
- Cześć - odparł Adam -  Wybacz, nie spodziewałem się ciebie o tej porze. 
Zauważył walizkę na kółkach postawioną przy ścianie i niewielką torbę podróżną.
-Wyjeżdżasz gdzieś?
- Zgadza się - odparł Artur - Poniekąd dlatego tutaj jestem… Mam pewną sprawę do ciebie. Możemy wejść? To zajmie tylko chwilę, obiecuję.
- Jasne - odparł  Adam.

Nurtowała go tylko jedna rzecz, co kuzyn miał na myśli, mówiąc "możemy"?
Chwilę później wszystko stało się  jasne, kiedy w całym korytarzu rozległo się doniosłe miauczenie.

- Już, spokojnie - przemówił Artur łagodnym głosem do zwierzęcia zamkniętego w transporterze  schowanym za sporych gabarytów torbą podróżną. 
Adam wygrzebał klucz i otworzył drzwi.
- Widzę, że przyszedłeś w towarzystwie.
-  Tak - powiedział Artur- wybacz, że was sobie nie przedstawiłem. To jest Melkor - mój towarzysz na dobre i na złe od trzech lat. Przybłąkał się, kiedy jeszcze mieszkałem we Wrocławiu. 
-Cześć Melkor.
Weszli do mieszkania. Artur pozostawił w przedpokoju bagaże i transporter. Adam zaprosił go do salonu.

-Wow, ale wypas. Nieźle się urządziłeś, muszę przyznać - Artur z uznaniem pokiwał głową.

Istotnie, mieszkanie pierwszy rzut oka  robiło wrażenie urządzonego ze smakiem, w nowoczesnym stylu. Salon z wejściem do kuchni był jasny i przestronny.  Okna, obecnie zasłonięte roletami, zajmowały całą południową ścianę. Na środku stała skórzana kanapa w kolorze jasnobeżowym i dwa fotele. Na prostopadłej ścianie wisiał 40-calowy telewizor, poniżej na szklanym stoliku leżał odtwarzacz DVD i Blu-ray oraz konsola do Play Station. Uwagę Artura zwróciły artystyczne zdjęcia morza wiszące na pastelowych ścianach. Jedno z nich, przedstawiające samotnego rybaka łatającego zniszczone sieci szczególnie go zaciekawiło. Z przedpokoju dobiegało żałosne miauczenie. Jednak Artur, który w chwili obecnej był całkowicie pochłonięty własnymi rozmyślaniami, zdawał się tym zbytnio nie przejmować.

-Napijesz się czegoś? - zaproponował Adam - usiądź , proszę.  
-Nie, dzięki - odparł kuzyn- Zajmę ci dosłownie chwilę i już mnie nie ma.
Wyglądał na przejętego.  Zdjął okulary i zaczął je nerwowo wycierać.
- Wiesz co, strasznie mi głupio, że zawracam tobie głowę, ale nie znam nikogo innego, kto mógłby mi pomóc... Jak już mówiłem, muszę pilnie wyjechać... Nie na długo, góra dwa, trzy dni... Traf chciał, że nie mam z kim zostawić Melkora.

Sąsiadka, która zwykle w takich sytuacjach się nim zajmowała akurat trafiła do szpitala... Nie mogę powierzyć go byle komu. Od razu pomyślałem o tobie. W końcu z racji wykonywanego zawodu masz… hmmm... bardziej profesjonalne podejście do zwierząt... Krótko mówiąc, chcę cię prosić, żebyś zaopiekował się Melkorem, kiedy mnie nie będzie.
Na dźwięk tych słów, jakby rozumiejąc ich znaczenie, kot uwięziony w transporterze nagle przestał miauczeć. Błoga cisza nie trwała jednak zbyt długo. Po chwili dało się słyszeć warczenie. Adam zdębiał. No tak, mógł się przecież tego domyślić.

-Wiesz, szczerze mówiąc, miałem inne plany na ten weekend...- zaczął. Zupełnie nie był przygotowany na przygarnięcie niespodziewanego gościa pod swój dach. Dochodzące z przedpokoju niskie warczące odgłosy przeszły właśnie ewolucję w nową formę protestu, a mianowicie głośne zawodzenie. 
- To tylko parę dni- zapewnił Artur - Wrócę najdalej we wtorek. Proszę, nie zostawiaj kuzyna w potrzebie! 
Adam westchnął. 
- Okej, okej,  zgadzam się - podniósł ręce w geście kapitulacji.
Artur nie krył zadowolenia.
- Serio? I nie będzie to dla ciebie zbyt duży kłopot? - dopytywał.
Adam pokręcił głową.
- Nigdy wprawdzie nie miałem kota, ale myślę, że  przez te parę dni damy sobie radę.
-Melkor to kocur z charakterem. Na początku może być nieco zestresowany...- uprzedził go Artur.
-Spokojnie. Nie takie rzeczy dzieją się na co dzień u mnie w gabinecie weterynaryjnym- mrugnął porozumiewawczo Adam.
- Świetnie. Dziękuję ci bardzo. Życie mi ratujesz. W torbie w przedpokoju jest cała kocia wyprawka -  kuweta, żwirek, miseczki, karma, ulubiony kocyk Melkora i parę zabawek. Masz tu mój numer telefonu, w razie gdyby coś się działo - wręczył mu wizytówkę.
-A teraz wybacz, ale muszę już lecieć. Mam pociąg za niecałą godzinę.  Będę we wtorek wieczorem. Na razie. Cześć, Melkor! - I już go nie było.

Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Adam przez moment stał nieco zdezorientowany. Otrzeźwiło go dopiero żałosne miauczenie, które znowu nabrało na sile po wyjściu Artura. Westchnął.

-A więc pora przywitać się z nowym lokatorem - powiedział sam do siebie.

Otworzył drzwiczki transportera, by wypuścić zestresowane zwierzę na wolność, lecz kocur postanowił wcisnąć się w jak najdalszy kąt bezpiecznej kryjówki. W półmroku błysnęły niesamowicie żółte, kocie ślepia.

- Witaj kolego- powiedział Adam łagodnie, tak jak zawsze przemawiał do swoich pacjentów - Pewnie jesteś głodny, co?
W odpowiedzi usłyszał złowrogie warczenie. Na taką reakcję był  jednak przygotowany.
- Jak wolisz, miski z jedzeniem i wodą na razie postawię tutaj, potem  przeniesiemy je kuchni, Nie ma rady, jakoś musimy przetrwać te parę dni, zanim Artur nie wróci.

Mężczyzna wstał z klęczek i udał się w kierunku pokoju pogwizdując wesoło.  Wtedy właśnie usłyszał w głowie osobliwy pogłos, przywodzący na myśl pomruk nadchodzącej burzy.


„Spadaj, koleś” - prychnął z dezaprobatą Melkor.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poszukiwania i nocne mary

Artur  Lachman nie należał do osób, które mają zwyczaj  siedzieć z założonymi rękami. Potrzebował adrenaliny, lubił kiedy wokół niego dużo się działo. W końcu nie bez powodu wybrał zawód dziennikarza. Ponadto pragnął robić coś dla innych. Może właśnie dlatego od samego początku pasjonował się dziennikarstwem śledczym? Temat seryjnego mordercy był dla niego wielka szansą, której nie mógł tak po prostu zaprzepaścić. Postanowił więc nie tracić zbędnego czasu i od razu po zakończeniu spotkania zabrał do roboty. Zaczął od przejrzenia w Internecie wszystkich informacji, które dotyczyły seryjnych morderstw kobiet na terenie Trójmiasta z ostatnich kilku miesięcy. Sięgnął również po gazety w formie papierowej. Postanowił, że jego artykuły będą się wyróżniać. Przede wszystkim powinny przyciągać uwagę czytelnika, jednocześnie muszą zawierać istotne informacje na temat śledztwa. Po ostatnich wydarzeniach ludzie byli przerażeni, bali się. Dostęp do informacji pozwala choć trochę oswoić się z

Kot Melkor

Pomimo natłoku pacjentów Adam Wierzbicki nie potrafił przestać myśleć o swoim nowym podopiecznym. Melkor przy nieco bliższym poznaniu okazał się całkiem sympatycznym, dostojnym kotem o ujmującym usposobieniu. Lśniące, zadbane futerko w kolorze czarno-białym nadawało mu szyku i elegancji. Czarna  “chusteczka” na łebku ala Zorro oraz czarna plamka na nosie sprawiały, że na pierwszy rzut oka wyglądem przypominał kociego bandytę, jednego z tych, którzy zawsze prowokują najwięcej bójek na osiedlu. Pozory jednak często mylą... Nie inaczej było przypadku Melkora, który odznaczał się wyjątkowo łagodnym usposobieniem, zarówno w stosunku do ludzi, jak i zwierząt.  Największe wrażenie robiły jego oczy - duże, bursztynowe, zwykle lekko zmrużone. Melkor swoim hipnotyzującym spojrzeniem potrafił  przeszyć człowieka na wskroś. Adam, który do tej pory nie miał za wiele do czynienia z kotami, poza życiem zawodowym rzecz jasna, żywił w stosunku do tych zwierząt uczucia mocno ambiwalentne. Z je

Morderstwo Malwiny Czereśniak

O 5. rano na obrzeżach Parku Oliwskiego znaleziono zwłoki młodej kobiety. Przypadkowy przechodzień, który wybrał się na spacer z psem, dokonał makabrycznego odkrycia. Kiedy spuszczony ze smyczy zniknął w krzakach i nie reagował na wołania, mężczyzna poszedł za nim. Przedzierając się przez ciemną gęstwinę, omal nie potknął się o ciało, które było częściowo przykryte liśćmi i kupką ziemi. Makabryczne znalezisko w Parku Oliwskim Kilkanaście minut później do Parku Oliwskiego zawitał cały zastęp funkcjonariuszy z oddziału kryminalnego. Teren ogrodzono taśmą policyjną. Technicy zabezpieczali ślady, podczas gdy młodszy aspirant Wejcherowicz przesłuchiwał przerażonego spacerowicza. Chwilę później na miejsce zdarzenia dotarł już komisarz Przybylski. Ogólny wygląd funkcjonariusza - niechlujny ubiór, zarost, podkrążone oczy, jak również bardzo wczesna pora- świadczyły niezbicie, że został wyrwany z głębokiego snu i w wielkim pośpiechu wychodził z domu. Przybylski postanowił nie tracić czas