Przejdź do głównej zawartości

Przesłuchanie Kanibala z Pomorza

Marek Przybylski i Piotr Wejcherowicz zamierzają przesłuchać seryjnego mordercę, który obecnie przebywa w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Dariusz Brutter ma na sumieniu kilkanaście kobiet. Sposób zabijania przypomina postępowanie Wampira z Gdańska. Komisarz Przybylski postanawia zbadać ten trop. W tym celu udaje się na widzenie z niebezpiecznym przestępcą.

Dariusz Brutter w 1988 roku został skazany na 25 lat więzienia za brutalne morderstwa i gwałty na kilkunastu kobietach. Kanibal z Pomorza, bo tak go wszyscy nazywali, był rzeźnikiem w Państwowych Zakładach Mięsnych w Gdyni. W swoim środowisku miał opinię dziwaka i odludka. Przyszłe ofiary zwabiał do mieszkania, gdzie je obezwładniał, a następnie wykorzystywał seksualnie. Na koniec podcinał im żyły i czekał, aż się wykrwawią. Zwłoki ćwiartował i zjadał, zapasy gromadził w lodówce. O jego złapaniu zadecydował przypadek. Pewnego dnia Dariusz Brutter zaprosił do domu na obiad księdza z miejscowej parafii. Niczego nieświadomy wikary zjadł apetycznie wyglądające danie - devolay polane sosem szpinakowym z ziemniakami. Przepyszny obiad, jak się później okazało, został przyrządzony z ludzkiego mięsa. Po skończonym posiłku ksiądz udał się do toalety. Poprosił gospodarza o ręcznik do rąk. Kiedy Brutter szukał czystego ręcznika w szafce w przedpokoju, ksiądz kątem oka dostrzegł kawałek wystającej ręki. Nie miał żadnych wątpliwości, że należała do człowieka. Przerażony zawiadomił milicję zaraz po opuszczeniu mieszkania Bruttera. W domu podejrzanego funkcjonariusze dokonali makabrycznego odkrycia. W zamrażarce znajdowały się poporcjowane ludzkie zwłoki, w szafie natomiast walały się odrąbane części ciała... Ostatecznie mężczyźnie udowodniono morderstwo piętnastu kobiet, choć lista jego ofiar mogła być znacznie dłuższa. Lekarze stwierdzili u niego chorobę psychiczną a także głębokie zaburzenie osobowości.

- Czegoś tutaj  nie rozumiem - wyraził wątpliwość Wejcherowicz- Skoro był chory psychicznie, dlaczego nie umieszczono go u czubków?

Było piątkowe popołudnie. Razem z komisarzem Przybylskim jechali do zakładu karnego, by spotkać się z Dariuszem Brutterem. Przybylski zamyślił się przez chwilę. Pewne podobieństwa pomiędzy zbrodniami popełnionymi przez Wampira z Gdańska i Dariusza Bruttera- brutalność, z jaką obaj pastwili się nad ofiarami, sposób zabijania oraz obszar działalności - skłoniły komisarza do wysnucia hipotezy, że obydwie sprawy mogą mieć ze sobą związek. Nie wiedział tylko jaki. Brutter cały czas przebywał w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Nie wychodził na przepustki. Niewykluczone jednak, że w międzyczasie znalazł sobie godnego naśladowcę. Pod koniec ubiegłego roku ukazała się głośna książka autorstwa popularnego dziennikarza, który postanowił przeprowadzić jedyny w swoim rodzaju wywiad z Kanibalem z Pomorza. Opisane zostało życie Brutera, począwszy od narodzin aż do momentu zatrzymania przez policję. Jak nietrudno się domyślić, książka o seryjnym mordercy szybko stała się prawdziwym bestsellerem. W końcu ludzie uwielbiają czytać o zbrodniach, fascynuje ich zło. Przeważająca większość z nich nie zabija jednak z zimną krwią. Nie brakuje jednak zaburzonych jednostek, które po lekturze takiej książki zapragnęły by powtórzyć wyczyn głównego bohatera. Któż nie pragnie wiecznej sławy?

- Według ówczesnych przepisów, Dariusz Brutter został uznany za osobę poczytalną, pomimo stwierdzonej choroby psychicznej - odparł Przybylski - mógł zatem odpowiadać przed sądem.

Policjanci zmierzali do miasta Sztum, gdzie znajdował się zakład karny z oddziałem dla szczególnie niebezpiecznych przestępców, w którym aktualnie przebywał Dariusz Brutter.

- Najgorsze, że ten psychol za kilka lat skończy odsiadkę - powiedział Wejcherowicz-  Szykuje się powtórka z rozrywki. Jakoś nie wierzę w możliwość resocjalizacji czy terapii takich jak on, a pan?

Przybylski przytaknął. Osobiście, przestępców tego rodzaju poddałby przymusowej kastracji, a następnie zsyłał na roboty publiczne. Niestety, nie on tworzył prawo w Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Po drodze musieli zatrzymać się na stacji benzynowej. Podczas gdy Wejcherowicz tankował paliwo, Przybylski postanowił kupić kawę. Czekając w kolejce do ekspresu jego uwagę zwróciło stoisko z prasą. Nagłówek jednej z gazet  krzyczał: “Gdański dziennik publikuje profil psychologiczny mordercy kobiet”. Komisarz Przybylski niewiele myśląc wziął gazetę do ręki. Lektura artykułu skutecznie podniosła mu ciśnienie i odebrała ochotę na kawę.

-Co się stało, szefie? - zagadnął go Wejcherowicz.
-Widziałeś to? - Przybylski pomachał mu gazetą przed nosem.

Młodszy aspirant przelotnie omiótł wzrokiem artykuł. Nie wyglądał na specjalnie zaskoczonego.

-Tak - wzruszył ramionami- czytałem o tym w internecie. Artykuł ukazał się wczoraj i wszyscy go komentują. Proszę się nie przejmować, dziennikarze to szakale, podchwycą każdą tanią sensację. Za chwilę rzucą się na inny temat. Jak hieny zupełnie.
-Normalnie się tym bym nie przejmował, ale tekst zawiera poufne dane na temat śledztwa. Nikt spoza komendy nie miał dostępu do takich informacji. Musiało dojść do przecieku.. Czy autor artykułu zdaje sobie sprawę, że może tym samym spłoszyć mordercę? Zastanawiam się, kim jest ten światowej sławy profiler, który na łamach gazety tak chętnie dzieli się swoimi mądrościami - Przybylski jeszcze raz spojrzał na  tekst - Na dodatek dziwacznie się nazywa, Alojzy Dostojnicki...
-Chyba kojarzę gościa - powiedział Wejcherowicz - pracuje w dochodzeniówce w Krakowie. Światowa sława wśród profilerów. Napisał nawet kilka książek.

Wejcherowicz zapłacił za paliwo. Wziął jeszcze paczkę papierosów mentolowych i krakersy. Reszta podróży upłynęła raczej spokojnie. Gdy dotarli na miejsce, ich oczom ukazał się wysoki budynek z czerwonej cegły. Teren więzienia, otoczony solidnym murem, pozostawał pod obstrzałem kamer. Za dodatkowe zabezpieczenie służył drut kolczasty pod wysokim napięciem, którego dotknięcie, jeśli wierzyć tablicom, groziło “trwałym kalectwem lub śmiercią”. Jak przystało na zakład karny o zaostrzonym rygorze obowiązywały tutaj wyjątkowo twarde procedury i środki ostrożności. W celu załatwienia widzenia  z Brutterem, Przybylski musiał postarać się o specjalną przepustkę. Odpowiedź otrzymał dopiero wczoraj po dwóch tygodniach, dlatego postanowił nie tracić czasu i piątkowe popołudnie poświęcił na podróż do więzienia. Jako dodatkowe wsparcie zabrał ze sobą Wejcherowicza.

- Umówmy się, że to ja będę prowadził przesłuchanie - powiedział komisarz- ty siedzisz cicho i obserwujesz.

Wejcherowicz zaczął starannie przygładzać brodę, które postarzała go przynajmniej o kilka lat. Wykonując zawód policjanta, pragnął budzić większy respekt i szacunek, tymczasem zawadiackie usposobienie i chłopięca fizjonomia w ogóle nie nadawały mu powagi.

- Czyli znowu bawimy się w dobrego i złego glinę, tak?

Przybylski uśmiechnął się.
- Nie tym razem- odparł- Z tego co wyczytałem w aktach, Dariusz Brutter to niezły pomyleniec, a tacy potrafią być nieobliczalni. Dlatego musimy postępować ostrożnie, jeśli chcemy z niego cokolwiek wyciągnąć.
- Naprawdę sądzi pan, że zbrodnie sprzed ponad 20 lat i te obecne coś łączy?- powątpiewał Wejcherowicz.
- Też uważam to za mało prawdopodobne, lecz na tym etapie nie można wykluczyć żadnej ewentualności.

Przy wejściu do budynku głównego Przybylski musiał okazać ważną przepustkę. Na początek musieli przejść przez  wykrywacz metali, potem zaś odbyli długą podróż za umundurowanym pracownikiem więzienia, w trakcie której musieli pokonać niezliczoną liczbę okratowanych bram, aż w końcu dotarli do metalowych drzwi prowadzących do sali widzeń. Wszystko było gotowe. Czterech uzbrojonych strażników pilnowało obydwu wejść. Przybylski i Wejcherowicz zajęli miejsca przy stole. Niewielkie, duszne pomieszczenie bez okien, pomimo niedawnego remontu, nie sprawiało zbyt przyjaznego wrażenia. Młodszy aspirant z trudem powstrzymywał przemożną ochotę, by nie uciec stąd jak najdalej, mimo że w swojej karierze miał okazję odwiedzić wiele placówek penitencjarnych. Jak zwykle w trudnych sytuacjach odgrywał rolę twardziela. Dariusz Brutter został doprowadzony na miejsce przez dwóch strażników. Ubrany był w pomarańczowy kombinezon - obowiązkowy strój więzienny. Ręce i nogi miał zakute w kajdany. Co zaskakujące,  morderca piętnastu kobiet odznaczał się dość drobną posturą. Blady, krótko ostrzyżony, wychudzony, o szczurzej twarzy, sprawiał wrażenie anemicznego. Jednak każdy, kto miał okazję pobyć z nim dłużej sam na sam, stwierdzał, że Brutter budzi grozę. Piotr Wejcherowicz wzdrygnął się.
„Dla takich jak on powinni przywrócić karę śmierci” - pomyślał z odrazą.
Kanibal z Pomorza usiadł na krześle. Spoglądał obojętnie na swoich gości. Sprawiał przy tym wrażenie człowieka, którego nie za wiele już obchodzi.

- Czego chcecie? - zapytał ochrypłym głosem.

Marek Przybylski zachowywał kamienną twarz i ze stoickim spokojem spojrzał prosto w ciemne i puste oczy człowieka, który miał na sumieniu śmierć co najmniej kilkunastu kobiet. Z przeczytanych akt zaczerpnął kilka cennych informacji. Przewidywał, że Brutter nie będzie zbyt skory do zwierzeń, dlatego jedynym skutecznym sposobem było wyprowadzenie go z równowagi. Po kilku minutach przeciągającego się milczenia policjant poprawił się na krześle i odchrząknął.

- Komisarz Marek Przybylski i młodszy aspirant Piotr Wejcherowicz. Jak zapewne panu przekazano, prowadzimy dochodzenie w sprawie seryjnego mordercy.
-  Wiem , coś tam obiło mi się o uszy.. - Dariusz Brutter miał nieobecny wyraz twarzy, w dodatku przeciągał każdą sylabę. Sprawiał wrażenie człowieka upośledzonego umysłowo. A może był to efekt silnych psychotropów? W końcu musieli sobie jakoś radzić z osobnikami zaburzonymi.
-A co konkretnie? - komisarz postanowił, że najpierw spróbuje wybadać przeciwnika, zanim przejdzie do meritum sprawy.
Brutter tylko wzruszył ramionami. Milczał. Przybylski na taką ewentualność był przygotowany.

- Nie będę owijać w bawełnę. Interesuje mnie jedna rzecz…  Pewnie słyszał pan o ostatnich morderstwach w Gdańsku?
Brutter tylko nieznacznie pokiwał głową. 
-Zbrodnie popełnione przez Wampira z Gdańska są łudząco podobne do tych, których pan osobiście się dopuścił.
Przez twarz mordercy przebiegł cień zainteresowania.
- Słyszałem, no i co? Myślicie, że mam coś z tym wspólnego? - zapytał drwiącym tonem - Muszę was zmartwić. 20 lat z hakiem siedzę w pace.
- Zgadza się. Podejrzewamy jednak , że ktoś może pana naśladować - odparł spokojnie Przybylski - Kontaktował się pan z kimś ostatnio?
Brutter pokręcił głową.
-  Nie mam  żadnych znajomych na wolności, a tym bardziej takich, którzy chcieliby mnie w czymkolwiek naśladować - powiedział.
W odpowiedzi Przybylski wyciągnął z koperty plik zdjęć przedstawiających miejsca zbrodni i rozłożył je na stole.
- Czyżby? Proszę spojrzeć tutaj.

Brutter ledwo rzucił okiem na zdjęcia. Przez chwilę Piotr Wejcherowicz odniósł niejasne wrażenie, że widok zmasakrowanych ciał go przeraził. Czyżby w potworze odezwały się ludzkie uczucia?

- No i co z tego? -  wzruszył ramionami - To jeszcze nie znaczy , że coś łączy mnie z waszym zabójcą. Poza tym to chory umysłowo człowiek. Powinien się leczyć.

Policjanci wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Dlaczego tak pan myśli? -podchwycił Przybylski.
- Widzieliście, co on im zrobił? - wskazał na zdjęcia.
- Owszem. Prawdopodobnie więził je przez kilka dni, potem zadawał im wiele ran, używając różnych ostrych narzędzi aż wykrwawiły się na śmierć. Podobnie jak pan - stwierdził sucho komisarz.
- No właśnie.  Na pewno sprawiało mu przyjemność stanie nad nimi i obserwowanie jak powoli umierają w mękach. Bydlak.
Twarz Dariusza Bruttera wykrzywił grymas odrazy.
- Chciałbym przypomnieć, że pan swoje ofiary gwałcił, torturował, a zwłoki ćwiartował i zjadał - zauważył trzeźwo Wejcherowicz.
- No tak - przyznał niechętnie.  Przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad czymś , jakby szukał odpowiedniego słowa.
- Tyle, że ja je wszystkie… kochałem.
Tym wyznaniem wprawił swoich rozmówców w niemałe osłupienie. Wejcherowicz dodatkowo wywrócił oczami.  
- I kto tu jest chory - mruknął pod nosem.
- Mordowałeś niewinne osoby dla zaspokojenia swoich chorych perwersji  - wycedził przez zęby Przybylski, coraz bardziej poirytowany przebiegiem rozmowy - jesteś dokładnie takim samym bydlakiem jak on.
- Skoro tak, uważasz komisarzu...

Twarz osadzonego momentalnie wykrzywiła się w komicznym grymasie. Niespodziewanie Dariusz Brutter zaczął trząść się ze śmiechu. Zachowanie mordercy zmieniło się o 180 stopni, czym wprawił w jeszcze większe osłupienie funkcjonariuszy.

-Co ci tak wesoło?
Śmiech Bruttera stawał się coraz głośniejszy.
-Pizdy cholerne - wycedził- same się o to prosiły. Po co lazły ze mną do domu? Dałem im dokładnie to, czego chciały. Z nawiązką. Zjadłem je, a teraz są moje, na zawsze.
- Dosyć tego! -  wrzasnął Przybylski, uderzając pięścią w stół - Nie przyszedłem tutaj, żeby wysłuchiwać twoich chorych fantazji.

Wejcherowicz aż podskoczył na krześle. Nigdy nie widział swojego przełożonego w takiej furii. Strażnicy, zaalarmowani gwałtownym przebiegiem rozmowy, podeszli bliżej więźnia, gotowi w każdej chwili interweniować.

-Jeszcze chwila - poprosił Przybylski.
Pochylił się nad stołem, zbliżając swoją twarz do twarzy Dariusza Bruttera i wyszeptał ledwo dosłyszalnym głosem, w nadziei, że funkcjonariusze więzienni tego nie usłyszą:
- Za to co zrobiłeś powinieneś, skurwielu, dostać w czapę albo przynajmniej  dożywocie. Ale to tylko moje osobiste zdanie.
Komisarz wstał z miejsca i skinął na strażników.
-Przesłuchanie skończone.  
Wejcherowicz także zaczął zbierać się do wyjścia.
- Głupcy, jak zwykle niczego nie rozumiecie! - zawołał za nimi Brutter, któremu perspektywa powrotu do celi, a być może do izolatki jako karę za swój wybryk, momentalnie odebrała dobry humor  - morderca , którego szukacie… on chce zemsty. Nienawidzi kobiet, dlatego zabija.

Dwaj strażnicy zdecydowanym ruchem chwycili więźnia. Komisarz Przybylski przystanął w pół kroku.

- Dlaczego tak pan sądzi? - zapytał, odwrócony tyłem.
- Bo są ucieleśnieniem poczucia krzywdy, którą w sobie nosi, mają coś, czego sam w sobie najbardziej nienawidzi -  Funkcjonariusze więzienni już ciągnęli Bruttera w stronę wyjścia. Na chwilę jeszcze zdołał się wyswobodzić, już dopadł stołu, lecz w porę go chwycili.
- On je więzi , trzyma w niepewności, waha się, czy zabić.  A potem na nie patrzy, takie bezbronne, błagające o litość, coś w nim pęka i wpada w furię. Zadaje ciosy na oślep, bije czym popadnie. Odzywa się w nim jego zwierzęca natura. Pragnie czegoś, co one mają, dlatego wysysa z nich krew , kwintesencję życia, by posiąść na własność, a im pozwolić umrzeć...


Policjanci opuścili pokój widzeń. Głos Bruttera ucichł dopiero, gdy zamknęły się za nimi mosiężne drzwi.  Przybylski i Wejcherowicz podążali w milczeniu w stronę wyjścia. Obaj pozostawali pod wrażeniem tego, co przed chwilą się wydarzyło.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poszukiwania i nocne mary

Artur  Lachman nie należał do osób, które mają zwyczaj  siedzieć z założonymi rękami. Potrzebował adrenaliny, lubił kiedy wokół niego dużo się działo. W końcu nie bez powodu wybrał zawód dziennikarza. Ponadto pragnął robić coś dla innych. Może właśnie dlatego od samego początku pasjonował się dziennikarstwem śledczym? Temat seryjnego mordercy był dla niego wielka szansą, której nie mógł tak po prostu zaprzepaścić. Postanowił więc nie tracić zbędnego czasu i od razu po zakończeniu spotkania zabrał do roboty. Zaczął od przejrzenia w Internecie wszystkich informacji, które dotyczyły seryjnych morderstw kobiet na terenie Trójmiasta z ostatnich kilku miesięcy. Sięgnął również po gazety w formie papierowej. Postanowił, że jego artykuły będą się wyróżniać. Przede wszystkim powinny przyciągać uwagę czytelnika, jednocześnie muszą zawierać istotne informacje na temat śledztwa. Po ostatnich wydarzeniach ludzie byli przerażeni, bali się. Dostęp do informacji pozwala choć trochę oswoić się z

Kot Melkor

Pomimo natłoku pacjentów Adam Wierzbicki nie potrafił przestać myśleć o swoim nowym podopiecznym. Melkor przy nieco bliższym poznaniu okazał się całkiem sympatycznym, dostojnym kotem o ujmującym usposobieniu. Lśniące, zadbane futerko w kolorze czarno-białym nadawało mu szyku i elegancji. Czarna  “chusteczka” na łebku ala Zorro oraz czarna plamka na nosie sprawiały, że na pierwszy rzut oka wyglądem przypominał kociego bandytę, jednego z tych, którzy zawsze prowokują najwięcej bójek na osiedlu. Pozory jednak często mylą... Nie inaczej było przypadku Melkora, który odznaczał się wyjątkowo łagodnym usposobieniem, zarówno w stosunku do ludzi, jak i zwierząt.  Największe wrażenie robiły jego oczy - duże, bursztynowe, zwykle lekko zmrużone. Melkor swoim hipnotyzującym spojrzeniem potrafił  przeszyć człowieka na wskroś. Adam, który do tej pory nie miał za wiele do czynienia z kotami, poza życiem zawodowym rzecz jasna, żywił w stosunku do tych zwierząt uczucia mocno ambiwalentne. Z je

Morderstwo Malwiny Czereśniak

O 5. rano na obrzeżach Parku Oliwskiego znaleziono zwłoki młodej kobiety. Przypadkowy przechodzień, który wybrał się na spacer z psem, dokonał makabrycznego odkrycia. Kiedy spuszczony ze smyczy zniknął w krzakach i nie reagował na wołania, mężczyzna poszedł za nim. Przedzierając się przez ciemną gęstwinę, omal nie potknął się o ciało, które było częściowo przykryte liśćmi i kupką ziemi. Makabryczne znalezisko w Parku Oliwskim Kilkanaście minut później do Parku Oliwskiego zawitał cały zastęp funkcjonariuszy z oddziału kryminalnego. Teren ogrodzono taśmą policyjną. Technicy zabezpieczali ślady, podczas gdy młodszy aspirant Wejcherowicz przesłuchiwał przerażonego spacerowicza. Chwilę później na miejsce zdarzenia dotarł już komisarz Przybylski. Ogólny wygląd funkcjonariusza - niechlujny ubiór, zarost, podkrążone oczy, jak również bardzo wczesna pora- świadczyły niezbicie, że został wyrwany z głębokiego snu i w wielkim pośpiechu wychodził z domu. Przybylski postanowił nie tracić czas