Przejdź do głównej zawartości

Zespół dochodzeniowy formuje szeregi

W gabinecie Marka Przybylskiego panowała napięta, można rzec, nerwowa atmosfera. Dość niewielkie pomieszczenie, w którym na co dzień urzędował komisarz, było skromnie urządzone - dwa biurka, na jednym z nich stał komputer, do tego zielona podłoga z liconeum, białe ściany, a w oknach plastikowe żaluzje pamiętające jeszcze czasy Gierka. Pani prokurator zajmująca się sprawą Wampira z Gdańska podjęła niezwłoczną decyzję o powołaniu specjalnego zespołu śledczego, którego szefem został komisarz Przybylski. 

Na potrzeby aktualnie prowadzonego śledztwa pod ścianą ustawiono przenośną tablicę, do której zostały przypięte zdjęcia zamordowanych kobiet wraz z ich personaliami oraz fotograficzną dokumentacją miejsc zbrodni. Pierwszą ofiarą Wampira była Anna Gorzelak, 43-letnia kobieta, pracująca jako kelnerka w restauracji w Sopocie, mężatka matka dwójki dzieci. Po niecałych trzech miesiącach życie straciła 28-letnia Katarzyna Witkowska, notariusz, niezamężna, mieszkająca samotnie. Została znaleziona koło śmietników na przedmieściach Gdańska. Po jakiś dwóch miesiącach zamordowano Malwinę Czereśniak, 16-letnią uczennicę gdańskiego LO. Babcia dziewczyny w piątek rano zgłosiła zaginięcie, po tym jak Malwina nie wróciła na noc do domu. Kobieta zidentyfikowała zwłoki. Marek Przybylski do tej pory nie mógł wyrzucić z pamięci, przeraźliwego krzyku, jaki wydobył się z jej ust na widok okaleczonego ciała wnuczki.
Wszystkie ofiary miały zameldowanie w Gdańsku. Poza miejscem zamieszkania różniło je niemal wszystko - wiek, wygląd zewnętrzny, stan cywilny, zawód, wykształcenie. Nie znały się, a przynajmniej nie było na to żadnych dowodów. Koleżanki Malwiny zeznały, że feralnej nocy była z nimi na imprezie. Rozstały się przed klubem Paradise. Jako że Malwina miała do domu zaledwie parę kroków, postanowiła wrócić pieszo. Przy okazji wyszło na jaw, że przy wejściu do klubu nastolatki posłużyły się fałszywymi legitymacjami, gdyż jako osoby niepełnoletnie nie miały prawa wstępu. Marek Przybylski chodził bez celu tu i tam  po gabinecie z rękami założonymi za głową, co czynił zawsze, ilekroć przypadło mu w udziale  wyjątkowo trudne śledztwo z mediami na karku, a do takich właśnie należało zaliczyć sprawę Wampira z Gdańska.

- Ktoś ma jakieś pomysły, sugestie? - komisarz zwrócił się do reszty członków grupy dochodzeniowej w osobie Piotra Wejcherowicza, Magdaleny Misiak i Wacława Prałata.
Przez dłuższą chwilę nikt nie miał odwagi się odezwać. Pierwszy zabrał głos młodszy aspirant Wejcherowicz.
- Moim skromnym zdaniem zabójca, z całą pewnością mężczyzna, leczy się lub leczył się psychiatrycznie. Powinniśmy zatem sprawdzić , czy któryś z pacjentów o podobnych skłonnościach opuścił szpital w ostatnim czasie. 
Przybylski pokiwał głową z aprobatą.
-  Jutro w tej sprawie skontaktujesz się ze wszystkimi placówkami w regionie -  polecił.
-Czy mogę coś powiedzieć? - zapytała siedząca na uboczu podkomisarz Magdalena Misiak.

Młoda, obiecująca policjantka na czas dochodzenia została tymczasowo oddelegowana z warszawskiego wydziału zajmującego się przestępczością kryminalną. Ze względu na wysokie kompetencje i bogate doświadczenie dołączyła do zespołu zajmującego się sprawą Wampira z Gdańska. Dość szybko zaaklimatyzowała się w nowym otoczeniu. Przybylski kiwnął głową na znak zgody.

-  Ja myślę, że zabójca ma wykształcenie medyczne lub wykonuje zawód rzeźnika  - dodała podkomisarz Misiak- świadczą o tym obrażenia ofiar. Morderca posługuje się różnymi ostrymi narzędziami. Zna się na anatomii, wie doskonale  gdzie zadawać obrażenia i jak duże, żeby ofiara wykrwawiła się na śmierć, ale nie od razu.
- Dosyć prawdopodobna hipoteza - przyznał Przybylski  - Niestety, na żadnym z miejsc zbrodni nie udało się zabezpieczyć śladów biologicznych, odcisków palców itp, które nie należałyby do ofiar. Na chwilę obecną mamy trzy trupy zero świadków, zero podejrzanych.
- Jednym słowem, jesteśmy w czarnej dupie - podsumował dosadnie Wejcherowicz.
Sierżant Prałat wysnuł ciekawą hipotezę. 
- Wygląda na to, że morderca upaja się widokiem krwi ofiar.  Zastanawialiście się dlaczego?
- Bo jest pomylony - Wejcherowicz wzruszył ramionami - żaden normalny człowiek nie robi czegoś takiego.
- Cóż za błyskotliwa myśl panie aspirancie - pokręciła głową z dezaprobatą podkomisarz Misiak - muszę to sobie gdzieś zapisać.
- No właśnie, ale co mu daje brutalne okaleczanie kobie?- kontynuował Prałat- Słyszeliście o porfirii?
Większość pokiwała głowami.
-To ta choroba polegająca na odczuwaniu potrzeby picia krwi? - odezwał się Przybylski - I co? Sądzisz, że morderca patroszy ofiary, żeby pić ich krew? - wyraził powątpiewanie.
- Niczego nie można wykluczyć - stwierdził Prałat.
- Nienawidzi kobiet, to pewne - wtrąciła podkomisarz Misiak - prawdopodobnie jest mieszkańcem Trójmiasta lub okolic, gdyż doskonale zna teren. W związku z tym potrafi szybko i sprawnie się przemieszczać. atakuje po zmroku, gdy ma pewność, że będzie niezauważony - wyliczała.

Przybylski podszedł do tablicy i  po raz kolejny zaczął szczegółowo analizować zebrane informacje. Fakt, że atakowane były wyłącznie kobiety oraz że ich ciała zostały obnażone, wskazywał, że zbrodni dokonano na tle seksualnym. Według medyka sądowego ofiary nie zostały wcześniej zgwałcone. W pobliżu miejsc zbrodni nie znaleziono żadnych istotnych śladów- odcisków palców, naskórka, odcisku obuwia,  płynów ustrojowych, czegokolwiek co pomogłoby zidentyfikować sprawcę. Wciąż czekali na ekspertyzę profilera policyjnego.

- Cóż, psycholi nie brakuje na tym świecie - skwitował Wejcherowicz   - Historia kryminalistyki zna wiele podobnych przypadków. A propos, znacie tego Japończyka, który swoje partnerki ćwiartował, a potem zjadał? Zapasy trzymał w lodówce obok mielonego i cielęciny. Ponoć zabijał je z wielkiej miłości. Bardzo romantyczne, nieprawdaż? - zachichotał.  Lecz nikomu prócz Wejcherowicza nie było raczej do śmiechu.

Podkomisarz Misiak, dostojna kobieta o włoskiej urodzie i równie włoskim temperamencie, nie powstrzymała się przed udzieleniem reprymendy młodszemu koledze, w postaci piorunującego spojrzenia. Aspirant momentalnie spoważniał.

- Wejcherowicz, zachowuj się, do cholery.  Zginęły dwie osoby, Bóg wie ile jeszcze - upomniał podwładnego komisarz.
- Bardzo przepraszam - rzekł skruszony.
Nagle atmosfera zrobiła się wyjątkowo napięta.
- Nasz „wampir” jak dotąd bardzo dobrze się maskuje.  Ale do czasu. Prędzej czy później musi przecież popełnić jakiś błąd - zauważyła podkomisarz Misiak.
- …a w międzyczasie zginie jeszcze kilka niewinnych osób, tak? -Przybylski niespodziewanie podniósł głos, a wszyscy wkoło podskoczyli - Nie możemy sobie pozwolić na czekanie, aż ten skurwiel znowu zacznie zabijać. Musimy dorwać „Wampira” zanim on dorwie następną ofiarę. Rozumiemy się?!

Członkowie zespołu zwiesili nosy na kwintę. Komisarz bywał wprawdzie ostry, ale zawsze starał się utrzymywać nerwy na wodzy. Sytuacja była jednak wyjątkowa. Jedynie Wejcherowicz starał się robić dobrą minę do złej gry. Podniósł palec wskazujący do góry, a następnie jednym tchem wyrecytował kwestię, jakby czytał z podręcznika.

-  Na moje on się dopiero rozkręca. Z każdą popełnioną zbrodnią tylko wzrasta jego nieposkromiony głód. Krew zastępuje mu popęd seksualny. Prawdopodobnie jest impotentem, na co dzień przejawia ujmującą powierzchowność, a w dzieciństwie przeżył traumę…
-  Ty mi się tu Weicherowicz nie baw teraz w psychoanalityka, bo jakoś kiepsko ci to wychodzi -  powiedział znużony Przybylski. Ostatnie dni były dla niego wyczerpujące. Sypiał po dwie- trzy godziny, pracował od rana do późnego wieczora. Potrzebował odpoczynku. 
- Opis osobowości poszukiwanego mordercy  zostawmy profilerowi, a na razie skupmy się na zebranych dowodach- powiedział komisarz.

Przyjrzał się zdjęciom zamordowanych. Pogodne, uśmiechnięte twarze zupełnie nie pasowały do zamieszczonych obok fotografii przestawiających brutalnie okaleczone, martwe ciała. Podczas blisko trzydziestoletniej służby w policji, w tym kilkunastu lat w wydziale kryminalnym, Marek Przybylski zdążył być świadkiem najpotworniejszych, najbardziej odrażających zbrodni.  Niemal każdego dnia stykał się z najmroczniejszą stroną ludzkiej natury. Lata doświadczenia pozwalały zachować pewien dystans, obojętność. Od czasu do czasu zdarzały się zbrodnie wyjątkowo okrutne, będące ze swoistym produktem wynaturzenia ludzkiej psychiki . Wówczas zadawał sobie jedno pytanie- dlaczego? Bo jak wytłumaczyć czyjąś bezsensowną śmierć, zwłaszcza morderstwo popełnione ze szczególnym okrucieństwem? 

Nagle pewna myśl zaświtała mu w głowie. Przypomniał sobie sprawę innego seryjnego mordercy, który działał w rejonach Pomorza w latach 80. Dariusz Brutter. Skazany na śmierć przez powieszenie, którą w wyniku zmiany przepisów ostatecznie zamieniono na 25 lat pozbawienia wolności - najwyższą możliwą karę według ówczesnego prawa. Do wyjścia pozostały mu zaledwie  dwa lata...
- Sprawdźcie mi akta  Dariusza Bruttera i upewnijcie się czy nie został przypadkiem przedwcześnie zwolniony - nakazał.

Tak, to już był pewien trop.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poszukiwania i nocne mary

Artur  Lachman nie należał do osób, które mają zwyczaj  siedzieć z założonymi rękami. Potrzebował adrenaliny, lubił kiedy wokół niego dużo się działo. W końcu nie bez powodu wybrał zawód dziennikarza. Ponadto pragnął robić coś dla innych. Może właśnie dlatego od samego początku pasjonował się dziennikarstwem śledczym? Temat seryjnego mordercy był dla niego wielka szansą, której nie mógł tak po prostu zaprzepaścić. Postanowił więc nie tracić zbędnego czasu i od razu po zakończeniu spotkania zabrał do roboty. Zaczął od przejrzenia w Internecie wszystkich informacji, które dotyczyły seryjnych morderstw kobiet na terenie Trójmiasta z ostatnich kilku miesięcy. Sięgnął również po gazety w formie papierowej. Postanowił, że jego artykuły będą się wyróżniać. Przede wszystkim powinny przyciągać uwagę czytelnika, jednocześnie muszą zawierać istotne informacje na temat śledztwa. Po ostatnich wydarzeniach ludzie byli przerażeni, bali się. Dostęp do informacji pozwala choć trochę oswoić się z

Kot Melkor

Pomimo natłoku pacjentów Adam Wierzbicki nie potrafił przestać myśleć o swoim nowym podopiecznym. Melkor przy nieco bliższym poznaniu okazał się całkiem sympatycznym, dostojnym kotem o ujmującym usposobieniu. Lśniące, zadbane futerko w kolorze czarno-białym nadawało mu szyku i elegancji. Czarna  “chusteczka” na łebku ala Zorro oraz czarna plamka na nosie sprawiały, że na pierwszy rzut oka wyglądem przypominał kociego bandytę, jednego z tych, którzy zawsze prowokują najwięcej bójek na osiedlu. Pozory jednak często mylą... Nie inaczej było przypadku Melkora, który odznaczał się wyjątkowo łagodnym usposobieniem, zarówno w stosunku do ludzi, jak i zwierząt.  Największe wrażenie robiły jego oczy - duże, bursztynowe, zwykle lekko zmrużone. Melkor swoim hipnotyzującym spojrzeniem potrafił  przeszyć człowieka na wskroś. Adam, który do tej pory nie miał za wiele do czynienia z kotami, poza życiem zawodowym rzecz jasna, żywił w stosunku do tych zwierząt uczucia mocno ambiwalentne. Z je

Morderstwo Malwiny Czereśniak

O 5. rano na obrzeżach Parku Oliwskiego znaleziono zwłoki młodej kobiety. Przypadkowy przechodzień, który wybrał się na spacer z psem, dokonał makabrycznego odkrycia. Kiedy spuszczony ze smyczy zniknął w krzakach i nie reagował na wołania, mężczyzna poszedł za nim. Przedzierając się przez ciemną gęstwinę, omal nie potknął się o ciało, które było częściowo przykryte liśćmi i kupką ziemi. Makabryczne znalezisko w Parku Oliwskim Kilkanaście minut później do Parku Oliwskiego zawitał cały zastęp funkcjonariuszy z oddziału kryminalnego. Teren ogrodzono taśmą policyjną. Technicy zabezpieczali ślady, podczas gdy młodszy aspirant Wejcherowicz przesłuchiwał przerażonego spacerowicza. Chwilę później na miejsce zdarzenia dotarł już komisarz Przybylski. Ogólny wygląd funkcjonariusza - niechlujny ubiór, zarost, podkrążone oczy, jak również bardzo wczesna pora- świadczyły niezbicie, że został wyrwany z głębokiego snu i w wielkim pośpiechu wychodził z domu. Przybylski postanowił nie tracić czas